Natknąłem się na nich niespodziewanie. Po tym jak zostawiłem za sobą plac zabaw dla dzieci na tyłach Muzeum Techniki i skręciłem z alei wybrukowanej kocimi łbami na trawnik, ujrzałem tłum ludzi zajętych sobą. Tworzyli zgodną grupę, mimo że żaden z nich się nie odzywał. Porozumiewali się spojrzeniami i uśmiechami. Byli boso albo w skarpetkach zajęci tym, co robili. Ćwiczyli w milczeniu na trawie obok siebie. Byli blisko, ale bez nawiązania kontaktu. Każdy stał z osobna na swoim miejscu. Pochłonięci doskonaleniem swoich ciał i samopoczucia przypominali figury na szachownicy.
Komentarze