Takie były ostatnie słowa z cockpitu prezydenckiego Tupolewa zarejestrowane w wieży kontrolnej lotniska w Smoleńsku. Ekspert lotniczy Mick Locher zacytował je właśnie w niemieckiej telewizji N-24. Według jego informacji kontrolerzy kilkakrotnie nakłaniali samolot z prezydentem Kaczyńskim do lądowania na lotnisku w Mińsku ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne. Na godzinę przed katastrofą nie zezwolili z tego samego powodu na lądowanie samolotu z Moskwy, który musiał wrócić tam, skąd przyleciał.
W przypadku Tupolewa z Warszawy wszystko odbyło się inaczej. Kontrolerzy lotu nie mieli uprawnień, aby odesłać go na inne lotnisko. Decyzja zapadła w cockpicie. To, czy argument, że "prezydencki samolot ląduje tam, gdzie mu się podoba", padł rzeczywiście, potwierdzi zdaniem niemieckiego eksperta czarna skrzynka, która już jest odnaleziona.