waldburg waldburg
1020
BLOG

Poor Gorbi i Farewell, czyli kto naprawdę obalił mur w Berlinie

waldburg waldburg Polityka Obserwuj notkę 51

Tak naprawdę to mur obalił Ronald Reagan. Bez jego konsekwentnej polityki stałby pewnie w Berlinie do dzisiaj. Ci wszyscy, którzy wynoszą zasługi Wałęsy, papieża, Solidarności i innych, powinni wiedzieć, że takie decyzje nigdy nie podejmują się same.  Nie biorą się też  ze wzniosłych słów, w jakie ubierają  je politycy. Ich przyczyną są zawsze sytuacje bezwyjściowe, tarapaty, w jakie wpadają politycy przypierani plecami do muru przez innych polityków. Gorbaczow stał na czele supermocarstwa, które się rozpadało, trzeszczało w zawiasach i dlatego musiał wywijać takie piruety, do jakich przygrywał mu Reagan...

 Poor Gorbi  nie miał innego wyjścia. Spadek cen ropy naftowej (7 dolarów za baryłkę) oraz kursu dolara (1 $ - 1,25 DM) powalił sowiecką gospodarkę na deski. Dochód narodowy imperium zmniejszył się w ciągu paru lat o 80 procent i nadal nie widać było światełka na końcu (ani tym bardziej końca) tunelu.  W drugiej połowie  lat 80. ZSRR pogrążał się w coraz większym maraźmie i stał w obliczu klęski głodowej. Nawet w moskiewskich hotelach zaczęto  wydawać śniadania o jedną godzinę wcześniej, żeby zaoszczędzić żywności dla turystów z Zachodu.

Brakowało wszystkiego i wszystko się waliło. Niezwyciężona flota rdzewiała w portach, wybuchały  reaktory, żołnierze chodzili głodni, nie było pieniędzy na zbrojenia i podbój kosmosu, ani tym bardziej na utrzymywanie niewydajnych kolonii w Europie Wschodniej...

To nie Wałęsa i Solidarność, nie Gorbaczow i nie demonstranci z Lipska doprowadzili do upadku mur w Berlinie. Zrobił to wykpiwany przez wszystkich satyryków na Wschodzie i Zachodzie Europy hollywoodzki cowboy i aktor  Ronald Reagan, który pociągał za sznurki.

Oczywiście miał takie. Za najważniejszy uznać należy pewnego pułkownika KGB, o którego istnieniu do niedawna nikt prawie nie słyszał. Nawet jego koledzy z podmoskiewskiej centrali dowiedzieli się o tym, co zrobił, kiedy było za późno.

Jego tożsamość  ujawnił niedawno wywiad francuski. Nazywał się Władimir Wietrow. Wychowany w kołchozie, klasyczny homo sovieticus,  który z własnej inicjatywy zaofiarował współpracę Francuzom, pracował dla nich pod kryptonimem Farewell.

Był nietypowym agentem.  Miał gest i nie chciał słyszeć o wynagrodzeniu.  Przekazywał francuskiemu kontrwywiadowi DST - Direction de la Surveillance du Territoire - objęte ścisłą tajemnicą dokumenty nieodpłatnie. Chyba  w całej historii zimnej wojny nie było tańszego agenta. Brał tylko prezenty. Najczęściej drobiazgi. Zachodnie papierosy, zapalniczki, eleganckie szaliki. Przez wszystkie lata przyjął ich za nie więcej niż 100 000 dolarów.  Gustował we francuskich koniakach i szkockiej whisky,  zamawiał też (sztuczne) futra z Paryża dla żony i dla kochanki,  tłumaczki w KGB, którą potem ciężko poranił próbując po pijanemu poderżnąć jej gardło.

Miał słowiańską duszę i kierował się emocjami romantycznych bohaterów Schillera. Wpadał w różne skrajności. Szpiegował z przekonania. Całymi latami fotografował wszystkie dokumenty, które przechodziły przez jego biurko koordynatora sowieckiego wywiadu wojskowego i przekazywał je agentowi DST w Moskwie.  Tajne materiały trafiały za pośrednictwem Mitteranda  do Reagana, który nazwał później Wietrowa najważniejszym agentem XX wieku.

Bez Farewella nie doszłoby zapewne do upadku muru i komunizmu.  Reagan nigdy nie odważyłby się rozegrać swojej brawurowej karty z Gwiezdnymi Wojnami, gdyby nie miał  w rękawie takiego asa jak Farewell. Dzięki niemu posiadał absolutną wiedzę o tym, co wiedzą i czego nie wiedzą Rosjanie…

Wietrow był frustratem i alkoholikiem. Nienawidził ZSRR, mimo że zawdzięczał mu wszystko - karierę sportową (był mistrzem ZSRR w sprincie), awans społeczny, znajomość języków i błyskotliwą karierę w KGB.  Miłość do matuszki Rassiji  przerodziła się jednak w gwałtowną niechęć, kiedy jako  agent przyjechał po raz pierwszy na Zachód. Zakochał się we Francji, w której imponowało mu wszystko. Dobre życie, wolność słowa, białe pieczywo i świeże mleko w sklepach. Przez wiele lat organizował tam siatkę szpiegowską.  

Agenci KGB i DST dobrze wiedzieli, kto dla kogo szpieguje. Niekiedy  ich stosunki były prawie przyjacielskie. Jeden z  szefów DST  pomógł Farewellowi, kiedy  po pijanemu wjechał samochodem z ambasady  w latarnię. Wietrow wpadł w panikę. Bał się przyjazdu francuskiej policji i zadzwonił do "zaprzyjaźnionego kolegi" o trzeciej nad ranem błagając o pomoc.  Za kraksę mógł zapłacić zesłaniem na Syberię.  Sprawę udało się zatuszować. W ciągu paru godzin samochód został doprowadzony do stanu idealnego w zaprzyjaźnionym warsztacie. Wzruszony do łez  Farewell przysięgał parę razy swojemu zbawcy, że się odwdzięczy.

Na początku lat 70. odwołano go z Paryża do podmoskiewskiej centrali KGB.  Poczuł się odstawiony na boczny tor i wpadł w depresję. Musiał sam jeździćmoskwiczem i nie dostał nawet przydziału na szofera. Do tego doszły problemy z żoną. Chciała odejść od innego. Była to być może główna przyczyna, dla której zaczął mścić się na  swoich szefach z KGB.

Postanowił  doprowadzić  ZSRR do upadku, co też zrobił. KGB dobrał mu się do skóry dopiero pod koniec lat 80. Do dzisiaj zachowały się protokoły  przesłuchań Farewella, który właśnie w ten sposób przedstawiał swoje cele - jako rewanż i  prywatną wojnę z ZSRR.

Zdekonspirował dla Francuzów całą siatkę agentów KGB  na Zachodzie. Przekazywał im  tak dużo tajnych dokumentów, że nie nadążali z tłumaczeniami.  Początkowo podejrzewali, że jest podstawionym przez KGB prowokatorem, ale to, co znaleźli w papierach, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.

Po ich przeanalizowaniu otrzymali prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy.  ZSRR pozostawał dużo dalej w tyle w technologiach wojskowych, niż zakładali. Na przełomie lat 70. i 80. nie prowadzono tam prawie żadnych badań naukowych. Rosjanie nie mieli nic własnego. Nie stać ich było na to. Wszystko, czym dysponowali, było kradzione w laboratoriach na Zachodzie.

Reagan mógł bawić się z nimi, ponieważ miał wgląd w ich tajemnice. Wiedział, co mają, a czego nie. Poza tym od połowy lat 80. podrzucał im trefne technologie z błędami, np. związane z rozpoznaniem sił powietrznych napastnika, o których z góry było wiadomo, że na polu walki zawiodą.

W świetle tego,  co udało się dokonać sfrustrowanemu pułkownikowi  KGB, bledną wszystkie zasługi Wałęsy, Solidarności i pokojowych demonstrantów z Lipska.

Farewella  skazano na karę śmierci w 1987 r. Wyrok wykonany został w jednym z obozów GUŁagu na Syberii.

 

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka